Czas pochwalić się, jakie wspaniałe mieszkanie kupiłam. Dodam, że nie mam odczucia wyboru idealnego mieszkania, ale najlepszego, jaki był dostępny w danym momencie i przy funduszach, jakimi dysponowałam.
Wybrać to jedno (jedyne i najwłaściwsze) nie było łatwo. Najpierw z mężem sprecyzowaliśmy swoje wymagania:
- 3 pokoje - dwie sypialnie i salon
- kuchnia w aneksie salonowym
- usytuowanie względem stron świata pd-zach.
- budynek wielorodzinny, ale nie parter, nie ostatnie piętro
- balkon i niezbyt mała łazienka
- odrzuciliśmy budynki wielkopłytowe i stare kamienice w centrum miasta
- dobra komunikacja z centrum Szczecina
- mieszkanie miało być ustawne i słoneczne
- powierzchnia od 50 do 75 m2 - wymóg formalny w programie "Rodzina na swoim"
- naszą zdolność finansową wyliczono na 320 tys. zł.
Początkowo nastawiliśmy się na poszukiwanie na rynku wtórnym, gdyż baliśmy się, że nie podołamy z urządzaniem zupełnie nowego mieszkania (zarówno finansowo, jak i technicznie). Trzykrotnie zmienialiśmy maklera, żaden z nich tak na prawdę nie zrozumiał naszych potrzeb. Proponowali nam mieszkania tylko częściowo zgodne z oczekiwaniami. Większość ich ofert odrzucaliśmy na etapie oglądania zdjęć i czytania opisów w Internecie. Odwiedziliśmy tylko pięć nieruchomości, aby zrozumieć, że nie chcemy "używanego" mieszkania, w którym wszystko i tak musielibyśmy remontować. Odstraszał nas PRL-owski styl, stan techniczny, okolica a nawet gigantyczny bałagan. Tak na marginesie: jak można zapraszać potencjalnych kupców do domu, w którym można przykleić się do podłogi a w łazience rozwija się grzyb?! Zgroza!
Syfiaste mieszkanie było ostatnim, które zgodziłam się obejrzeć. Później interesowały nas tylko oferty deweloperów.
Rynek pierwotny w Szczecinie jest bardzo rozbudowany. Mamy wielu deweloperów, doświadczonych i nie, renomowanych bądź nie, budujących w centrum i na obrzeżu, nastawionych na bogatych kupców i przeciętne rodziny. Przeglądając ich oferty musieliśmy brać pod uwagę dodatkowy aspekt: planowany termin oddania budynku do użytku. Ze względów finansowych zależało nam na tym, aby jak najszybciej otrzymać klucze do nowego M (kwestia ubezpieczenia pomostowego i zwiększenia odsetek kredytu). Szybko okazało się, że mieszkania dostępne "od ręki" nie spełniają naszych oczekiwań i będziemy musieli czekać na wybudowanie naszego mieszkania. Czekaliśmy niemal rok!
Drogą eliminacji, wykluczyliśmy niemal wszystkich deweloperów. Pozostały nam trzy oferty. Pierwsza: Artbud, inwestycja przy ul. Dunikowskiego na Pomorzanach. Szybki termin oddania, bardzo niska cena, ale fatalne usytuowanie, rozkład i widoki z okien. Druga: Comfortime, inwestycja "Cztery ogrody" przy ul. Duńskiej. Cicha i malownicza okolica, dobry rozkład i mieszkanie z ogródkiem. Na etapie oglądania planów w Internecie i czytania standardu wykończenia byłam zachwycona, ale gdy pojechaliśmy na miejsce poczułam coś dziwnego. Mieliście kiedyś takie uczucie, że jesteście w złym miejscu? Jakieś złe fluidy? Nigdy nie wierzyłam w takie sprawy, ale intuicja mi podpowiadała, że muszę uciekać i cieszę się, że jej posłuchałam. Comfortime miał problemy finansowe i budowa jest opóźniona o ponad pół roku, nadal nie ma terminu oddania mieszkań. Wybraliśmy opcję trzecią.
Nasze mieszkanie znaleźliśmy w ofercie najstarszego szczecińskiego dewelopera - Calbudu. Inwestycję Tarasy Manhattanu zlokalizowano przy skrzyżowaniu ulic Ofiar Oświęcimia i Bł. Wincentego Kadłubka w dzielnicy Niebuszewo. Choć dzielnica nie cieszy się wspaniałą opinią, to bezpośrednią okolicę budynku uważam za bardzo spokojną i bezpieczną. W planach zagospodarowania przestrzennego nie znalazły się żadne niepokojące inwestycje, do tego dobre usytuowanie, świetna komunikacja z resztą miasta, blisko park, sklepy, dobry rozkład mieszkania i przystępna cena. Wybór więc był prosty, choć kupowaliśmy przysłowiową "dziurę w ziemi". Nasze M3 upatrzyliśmy sobie na trzecim piętrze, powierzchnia niecałe 54m2, usytuowanie pd-zach i, co ważne, nic nie mogło powstać tuż przed naszymi oknami. Poniżej sugerowany przez dewelopera plan mieszkania: