czwartek, 24 czerwca 2010

Remont po polsku

Szczecin, remontowana od jakiegoś czasu ul. Boh. Warszawy, godzina 11... Spacer tą ulicą wymaga nie lada umiejętności! Niezbędne jest lawirowanie pomiędzy prowizorycznie ustawionymi słupkami, istotnie ograniczającymi swobodę poruszania się. Ale trudności te rekompensują niezwykłe widoki... W kabinie jednej z maszyn pracownik siedzi z nogami zawieszonymi na kierownicy, w rękach dzierży telefon komórkowy - albo gra, albo szybko pisze sms-a, bo szalenie przebiera palcami. Trochę dalej, inny robotnik podjada kiełbasę, żeby nie było draki - w drugiej ręce trzyma łopatę i macha nią, aby pokazać, że jest używana. Zauważyć też można kierowcę ciężarówki, który wyczerpany pracą musiał się zdrzemnąć i mam wrażenie, że szyby kabiny tłumią chrapanie. Idąc tą drogą, nie patrzcie na schylających się panów, bo najwyraźniej noszą spodnie typu biodrówki i lubią dzielić się swoją intymnością. Ostatecznie - nie jest źle. Chociaż aktualna jest zasada "co masz zrobić dziś, zrób jutro, będziesz miał dwa dni wolnego", to w tym wszystkim nie widać już alkoholu. Albo go nie ma, albo nauczyli się lepiej go ukrywać...
Przesadzam? Może i tak, ale nie lubię bumelanctwa.

czwartek, 17 czerwca 2010

Skończyłam 26 lat...

Zrozumiałam, że może już jest bliżej do śmierci niż dalej. Nie jestem w tym dobra, źle znoszę dojrzewanie. Kochałam mieć naście lat, uwielbiałam chwile, gdy sprzedawcy prosili mnie o okazanie dowodu osobistego podczas zakupu alkoholu. Dziś już nikt tego ode mnie nie oczekuje. Społeczenstwo uznaje mnie za dojrzałą kobietę i wywiera na mnie presję. Ludzie spodziewają się, że założę rodzinę, spłodzę dzieci, ustatkuję się... Ale ja nie chcę! W sercu nadal mam naście lat, chęć poszukiwania namiętności i pasji. Mój macierzyńki zegar biologiczny nigdy nie działał, nie interesuje mnie beznamiętne kopulowanie w celach prokreacyjnych, nie widzę też siebie w białej sukni symbolizującej czystość i niewinność. Bo ani jestem czysta, ani niewinna.
Jednak wskazówki zegara nieublagalnie biegną w jednym kierunku. A żeby chociaż przeszły w marsz...
Nie lubię mieć dzieścia lat. Nie chcę obserwować, jak przybiera mi zmarszczek, siwych włosów ani też doświadczenia życiowego. Z każdym rokiem mam co raz bardziej twardy tyłek i muszę mieć, bo serce mam za miękkie. A równowagę trzeba zachować.
Boję się mieć dziesiąt lat. Wzdrygam się przed niedołężnościami starczymi. Nie chcę zasypiać przy włączonym radiu, by tylko po przebudzeniu usłyszeć jakieś dźwięki. Nie chcę regularnie uczęszczać w “ostatnich drogach” moich bliskich, rodziny i przyjaciół. Wolę uniknąć mówienia “za moich czasów...”, “moje pokolenie...” “a dawniej to...”. Obawiam się zamknięcia oczu po raz ostatni.
Na prawdę źle znoszę dojrzewanie tak, jak i źle przyjmuję życzenia urodzinowe.

Happy Birthday to me... Yeah!